czwartek, 3 stycznia 2013

Nadal w Szwecji. Helsingborg i Göteborg

Nadal dzień 4:

Dzień kończymy w miasteczku Helsingborg. Jadąc tam właściwie niewiele o nim wiem i niewiele się spodziewam. Zmęczona po całym dniu nawet nie za bardzo mam ochotę wychodzić z samochodu i najchętniej zostałabym już na polu namiotowym, które znajdujemy po drodze. A byłby to duży błąd.

Kami i E. Z na wzgórzu z wieżą :)


Szwedzkie Helsingborg położone jest naprzeciwko duńskiego Helsingor, dzieli je cieśnina Öresund, która w tym miejscu ma jedynie 4,5 km, a miedzy miastami kursuje prom.


Wieża Karnan



Symbolem miasta jest wieża Kärnan, która jest jedyną zachowana częścią XII-wiecznego zamku.  Wieża jest dość potężna, podobno widać ją nawet z sąsiednich miejscowości, a kiedy szwedzkie władze wpadły na pomysł, aby ją zburzyć, zaprotestowali marynarze, którzy będąc na morzu traktują ją jako punkt orientacyjny.






Panorama Helsingborga

Nie to jednak stanowi o jej uroku. Możliwe, że wszystkie ruiny starych zamków mają w sobie coś romantycznego, a spacerując po nich wieczorem, efekt jest pełniejszy :) Rzeczywiście to miejsce rzuciło na mnie urok. Wieża stoi na wzgórzu, dociera się do niej schodami, przechodząc przez bramę z fontanną. Z góry widać panoramę miasta i port, a w oddali również duński Helsingor.



Widok z portu




Pomnik w porcie

W Helsingborgu warto również przespacerować się wzdłuż portu, który także ma swój urok.












Dla mnie Helsingborg to punkt obowiązkowy w Szwecji, bo pokazuje, że niepozorne miejsca potrafią zauroczyć bardziej niż te najbardziej popularne i najczęściej odwiedzane, które z kolei często przynoszą rozczarowanie.









Śpimy na polu namiotowym Quick Stop Stenbrogarden. Aby zatrzymać się tam na noc trzeba mieć kartę Camping Key Europe, ważną w Szwecji. Zastanawiamy się czy w ogóle nam się przyda, bo właściwie już wyjeżdżamy ze Szwecji, ale jest szansa, że będzie również ważna w Norwegii, więc się decydujemy. Później okazuje się, że nie przyda nam się już nigdzie.

Camping jest oczywiście pięknie zielony jak chyba każdy w Skandynawii. Sanitariaty i kuchnia są darmowe, wszystko w całkiem dobrym standardzie. Co ciekawe prysznice nie mają zasłonek, co jest dla mnie i E. dość krępujące. Bierzemy szybki prysznic, korzystając z zupełnie wolnej łazienki. Czy to Szwedzi są tak otwarci i bezpruderyjni czy my takie wstydliwe? :)

Popijając duńskie piwo w namiocie kończymy dzień.


Dzień 5. Czwartek.

Dzisiaj czeka na nas Göteborg. Zaczynamy dzień deszczem, potem chwilowy upał a za chwilę ulewa, czyli skandynawska norma. O tym mieście będzie krótko, bo nie zachwyciło :(



Opera w Goteborgu. 

Problemem miasta jest chyba wymieszanie stylów architektonicznych. Z jednej strony stare kamieniczki nadające przyjemny klimat miastu, a z drugiej nowoczesne budownictwo jak budynek Opery czy dziwaczny biało-czerwony wieżowiec stojący w porcie. Takie łączenie stylów funkcjonuje w większości miast, bo z czasem zmieniają się trendy w architekturze i trudno budować wszystko według jednej mody.  Niestety w Göteborgu nie komponuje się to dobrze.





Wieżowiec w porcie





Niektóre budynki wyglądają tak, jakby architekt nie mógł zdecydować się na żaden ze stylów, dlatego połączył kilka z nich, wykorzystując niemal wszystkie możliwe kształty, kolory, materiały i formy. Efekt nienajlepszy, szczególnie dla wielbicielki prostoty i minimalizmu :)











Wyjeżdżamy z Göteborga i ze Szwecji w ogóle. Wieczorem jesteśmy już w Norwegii :)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz