poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Najpiękniejsza trasa w Norwegii. Sognefjellsvegen



Dzień 9. Poniedziałek

Preikestolen zapoczątkował najbardziej emocjonujący odcinek naszej wyprawy. Przez kolejne dni doświadczam największych  norweskich zachwytów :) Jedziemy na północ w kierunku Bergen, drogą nr 13. Podróżowanie po Norwegii jest dość specyficzne. Drogi są najczęściej bardzo wąskie, kręte i strome. Emocji dodaje ich położenie, często biegną na dużych wysokościach, z jednej strony mamy wysokie góry, z drugiej przepaście.


A czasami tak piękne, czyste, rwące rzeki, fot. muszalski.com



Specyfiką Krainy Fiordów są z kolei liczne przeprawy promowe, kiedy to droga kończy się nad brzegiem fiordu i naturalnym jej przedłużeniem jest podróż promem.




Widok z promu, na fiord i prom :) fot. muszalski.com











Na promie, fot. muszalski.com


View Larger Map



Dla mnie emocjonujące były przejazdy tunelami, które są tam bardzo powszechne, najczęściej liczą od kilku do kilkunastu kilometrów. Emocji nie brakowało podczas przejazdu najdłuższym na świecie drogowym tunelem świata, który jest oczywiście w Norwegii. Tunel Laerdal, bo o nim mowa liczy 24,5 km, łączy Laerdal i Aurland. Podróż nim to ponad pół godziny spędzone wewnątrz góry, jadąc nim mieliśmy nad sobą 1200 metrów litej skały. To był duży bodziec dla wyobraźni.



Jeden z wielu tuneli po drodze



Wjazd do najdłuższego tunelu świata - Laerdal.



Poniedziałek spędzamy w samochodzie, od czasu do czasu zatrzymując się i podziwiając krajobrazy.





fot. muszalski.com




Wieczorem zatrzymujemy się na Taulen Camping. Postanawiamy wynająć na tę noc tradycyjny norweski, drewniany domek, zwany hytte. Nie żeby nam się znudził nasz namiocik, ale od kilku dni pada i ciężko znaleźć kawałek ziemi który nie wygląda jak gąbka nasączona wodą, poza tym po kilkugodzinnej wyprawie w deszczu na Preikestolen mamy dużo przemoczonych rzeczy, których nie mamy jak wysuszyć. Nasza hytka kosztuje nas 350 koron, czyli niedrogo jak na norweskie warunki. Pierwszy raz od ponad tygodnia śpimy w łóżku i możemy się wreszcie wysuszyć :)



E. na Taulen Camping

















Nocleg w hytte



 Dzień 10. Wtorek

E. na Taulen Camping


Po nocy w wygodnej hytce budzi nas piękne słońce. Taki będzie cały dzień.














Flam, fot. muszalski.com
Zaczynamy od małego, ale urokliwego miasteczka Flåm, znanego głównie z kolei Flåmsbana, która jest jedną z najbardziej stromych na świecie, przez większość trasy jej nachylenie sięga 55%. Jest uznawana za jedną z największych atrakcji w Norwegii, bo przez 20 kilometrów podróży można podziwiać piękno norweskiej przyrody, jednocześnie emocjonując się samym przejazdem. My do Flåm wstępujemy tylko na chwilę i ta atrakcja nas omija, ale też motywuje mnie do zorganizowania kolejnego wyjazdu do tego miasteczka, tym razem na dłużej.






Flamsbana




Głównym punktem programu jest dziś trasa krajobrazowa, która reklamowana jest w przewodnikach jako norweski numer jeden.  I nie jest to przesada. Po przejechaniu tej drogi nic innego nie zachwyci tak bardzo. Ta droga to Sognefjellsvegen, prowadzi od miejscowości Gaupne do Lom, drogą numer Rv55.



Na trasie Sognefjellsvegen, fot. muszalski.com






To 110 kilometrów emocji i zachwytu nad pięknem przyrody. Sognefjellsvegen wije się serpentynami przez dzikie tereny, gdzie przyroda pozostała nietknięta przez człowieka. Prowadzi wzdłuż najwyższego szczytu gór Jotunheimen i jednocześnie  Gór Skandynawskich i całego Półwyspu Skandynawskiego - Galdhopiggen (2469 m n.p.m). Mimo, że mamy lipiec w wyższych partiach drogi towarzyszy nam śnieg, a gdzieś wysoko w górach także czapy norweskich lodowców.



fot. muszalski.com







Na zdjeciach ja i E. w najwyższym punkcie drogi
Sognefjellsvegen.







Jadąc Sognefjellsvegen niemal cały czas wspinamy się pod górę, często pod dużym kątem, bardzo krętą drogą, aż docieramy do najwyżej położonego odcinka drogowego w tej części Europy, przełęczy Fantestein na wysokości 1434 m n.p.m.  Zatrzymujemy się na samej górze.


fot. muszalski.com



Zdjęcia z dwóch punktów drogi Sognefjellsvegen, niewiele od siebie oddalone, na jednym jeszcze zima, kawałek dalej już wiosna. A wszystko dzieje się latem:)











fot. muszalski.com


Jadąc dalej natrafiamy na jeszcze jedno urzekające miejsce. To mały, drewniany kościółek  i cmentarz wokół niego. Atmosfera tego miejsca jest przejmująca. To może jeszcze nie czas na takie myśli, ale stwierdzamy z E., że właśnie w takim miejscu mogłybyśmy się znaleźć po zakończeniu naszej przygody z ziemskim życiem. Niezwykle skromne, kameralne miejsce.


fot. muszalski.com





fot. muszalski.com


Dalej droga prowadzi nas w stronę Geiranger, niewielkiego portu we wschodniej części Geirangerfjord. Jedziemy drogą R63, kolejną wąską i krętą trasą dzisiejszego dnia. To kolejny emocjonujący odcinek dla pasażerów (szczególnie dla mnie) i kierowcy (choć wydaje się niewzruszony), który musi się tu wykazać dużymi umiejętnościami. Warto zaznaczyć, że jeśli ktoś nie czuje się zbyt pewnie za kierownicą (jak autorka) to lepiej nie ryzykować takiej wyprawy.



Fragment drogi do Geiranger





Pierwszy odcinek tej trasy jest dość niepokojący, nie tylko ze względu na duże nachylenie drogi i wąskie zakręty, wrażenie robił krajobraz wokół. Wysokogórski, niezwykle surowy, praktycznie bez jakiejkolwiek roślinności, jedynie złowrogie, poszarpane szczyty. Mam poczucie jakby od cywilizacji dzieliły nas ogromne odległości. Wygląda to dość upiornie, również ze względu na porę, bo jedziemy tam wieczorem i powoli robi się szaro. Wprawdzie w Skandynawii, im dalej na północ, tym później zapada noc, dopiero około 22-23, a nawet wtedy nie jest to tak ciemna noc jak w Polsce, raczej jest to półmrok niż mrok. Jednak w tej okolicy późna pora dodała upiorności tym krajobrazom. Na szczęście po mniej więcej 17 kilometrach z wysokich gór zjeżdżamy do łagodnej i przyjemnej doliny. Znajdujemy tam kemping Dalen Gaard, gdzie rozbijamy nasz namiot, gotujemy późną kolację i pod dużym wrażeniem tego dnia zasypiamy :)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz