czwartek, 16 stycznia 2014

Boka Kotorska i Kotor

Nadal 1 wrzesień. Niedziela





Boka Kotorska,  fot. muszalski.com





Kotorska Starówka i widok na Bokę, fot. muszalski.com


W niedzielne popołudnie wjeżdżamy do Czarnogóry. Wybierając się tam trzeba pamiętać, że nie jest ona członkiem Unii Europejskiej ani Schengen, dlatego oprócz paszportu potrzebujemy zielonej karty - dowodu ubezpieczenia samochodu. Jeśli pechowo jej nie mamy, można wykupić ubezpieczenie na granicy, na 15 dni - koszt 15 euro.








fot. muszalski.com




Tuż przy granicy z Chorwacją znajduje się największa adriatycka zatoka - Boka Kotorska. Składa się z kilku połączonych cieśninami zalewów, wciśniętych pomiędzy góry. Boka ma ponad 100 km linii brzegowej, wzdłuż której położonych jest kilka pięknych, zabytkowych miast jak Risan, Kotor, Herceg Novi. 
Wewnętrzna cześć zatoki czyli Zalew Kotorski wraz z miastem Kotor oraz Zalew Risanski wpisane zostały na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturalnego i Przyrodniczego UNESCO.




Widok na Bokę Kotorską


Na pierwszą noc zatrzymujemy się w Risan, w prywatnym domu u rodziny Banićević. Pokój mamy wcześniej zarezerwowany, ale dotarcie do niego nie jest najłatwiejsze, bo w Czarnogórze nie ma w zwyczaju podawania w adresie ulicy i numeru domu, dlatego trzeba pytać miejscowych jak dotrzeć. W tym przypadku pomógł nam pan ze stacji benzynowej, który był tak uprzejmy i zadzwonił pod podany w naszej rezerwacji numer a właściciel naszego pokoju podjechał po nas właśnie na stację.




Pobyt u miejscowej rodziny był bardzo ciekawym doświadczeniem. Szczególnie, że nie było języka, który znałyby obydwie strony. Porozumiewaliśmy się mieszanką polskiego i serbskiego, bazując na ich podobieństwach, co jednak nie było najłatwiejsze, ale za to zabawne. Zostaliśmy przyjęci bardzo życzliwie i gościnnie. Miałam poczucie, że Czarnogóry są właściwie tacy jak my, bo czułam się tam jak w domu.





2 wrzesień. Poniedziałek












fot. muszalski.com






























Kotorska Starówka porównywana jest często do tej dubrownickiej i rzeczywiście nie ustępuje jej pod względem klimatu i uroku. Plątanina wąskich, kamiennych uliczek z wieloma placami i kościołami, otoczona jest murami obronnymi, których zwieńczeniem jest położona na wzgórzu  Twierdza św. Jana.  Mury są znacznie gorzej utrzymane niż te dubrownickie, w wielu miejscach niezabezpieczone. Do samej twierdzy prowadzi 1426 kamiennych stopni, co przy panujących tam upałach okazuje się niemało :)







fot. muszalski.com






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz